Księga Hioba

Hiob zapewnia, że jego cierpienie jest niezawinione

— Oto moje oko widziało to wszystko, moje ucho słyszało i zrozumiało. Co wiecie wy, ja także wiem, nie jestem od was gorszy. Dlatego chciałbym mówić z Wszechmocnym i pragnę prawować się z Bogiem. Wy bowiem jesteście sprawcami kłamstwa, wszyscy jesteście marnymi lekarzami. Obyście raczej zamilkli, a uznano by wam to za mądrość. Słuchajcie teraz mojego rozumowania, zważajcie na obronę moich warg.
— Czy w obronie Boga będziecie mówić przewrotnie? Czy za niego będziecie mówić kłamliwie? Czy macie wzgląd na jego osobę? Czy chcecie spierać się po stronie Boga? Czy byłoby dobrze, gdyby was doświadczył? Czy chcecie go oszukać, jak się oszukuje człowieka? Na pewno będzie was karać, jeśli w ukryciu będziecie stronniczy. Czy jego majestat was nie przeraża? Czy jego groza na was nie padnie? Wasza pamięć jest jak popiół, a wasze ciała jak ciała z gliny.

Hiob gotów bronić swej niewinności nawet przed Bogiem

— Milczcie, zostawcie mnie, abym przemówił, a niech przyjdzie na mnie, co chce. Czemu mam szarpać swoje ciało zębami i kłaść swoje życie w swoje ręce? Oto choćby mnie zabił, jeszcze będę mu ufać. Moich dróg będę jednak przed nim bronić. On sam będzie moim zbawieniem, bo żaden obłudnik nie przyjdzie przed jego oblicze.
— Słuchajcie uważnie mojej mowy, niech wasze uszy przyjmą moją wypowiedź. Oto teraz jestem gotowy na sąd i wiem, że zostanę usprawiedliwiony. Któż będzie się spierał ze mną? Jeśli bowiem zamilknę, to umrę.

Prosi o ulgę w cierpieniu i o wyraźny dowód swej winy

— Tylko dwóch rzeczy mi nie czyń, a nie będę się krył przed tobą. Oddal swoją rękę ode mnie i niech twoja groza mnie nie przeraża. Potem zawołaj mnie, a ja ci odpowiem, albo ja przemówię, a ty mi odpowiedz. Ile mam nieprawości i grzechów? Daj mi poznać moje przestępstwo i grzech. Czemu zakrywasz swoje oblicze i uważasz mnie za swego wroga? Czy skruszysz liść miotany wiatrem? Czy będziesz gonić suche źdźbło?
— Piszesz bowiem przeciwko mnie gorzkie rzeczy, każesz mi dziedziczyć nieprawości mojej młodości, zakułeś moje nogi w dyby, śledzisz wszystkie moje ścieżki i zaznaczasz ślady moich stóp. Niszczeję jak próchno, jak szata, którą zepsują mole.

Hiob ubolewa nad krótkim trwaniem życia

— Człowiek, urodzony przez kobietę, ma dni niewiele i ma pełno kłopotów. Wyrasta jak kwiat i zostaje podcięty, znika jak cień i się nie ostaje. A jednak na takiego otwierasz swoje oczy i wzywasz mnie przed siebie na sąd. Któż może wydobyć czystego z nieczystego? Ani jeden. Gdyż jego dni są ustalone, liczba jego miesięcy jest u ciebie, wyznaczyłeś mu kres, którego nie może przekroczyć. Odstąp od niego, aby odpoczął, aż zakończy swój dzień jak najemnik.
— Dla drzewa bowiem jest nadzieja, choć je wytną, że znowu odrośnie, że jego latorośl nie ustanie. Choć jego korzeń zestarzeje się w ziemi i jego pień umrze w prochu, to jednak gdy poczuje wodę, odrasta i rozpuszcza gałęzie jak sadzonka.
— Ale człowiek umiera i marnieje, a gdy oddaje ducha, gdzie on jest? Jak ubywa wód z morza i rzeka opada, i wysycha, tak jest z człowiekiem, gdy się położy i już nie wstanie, dopóki niebiosa będą trwać, nie ocknie się ani nie będzie obudzony ze swego snu.
— Obyś mnie w grobie ukrył i schował, aż twój gniew się uciszy, wyznaczył mi czas i wspomniał na mnie. Gdy człowiek umrze, czy znowu ożyje? Przez wszystkie dni wyznaczonego mi czasu będę czekał, aż nadejdzie moja zmiana. Zawołasz, a ja ci odpowiem, zatęsknisz za dziełem swoich rąk. Teraz jednak liczysz moje kroki. Czy nie zważasz na mój grzech? Mój występek jest zapieczętowany w woreczku, gromadzisz moje nieprawości.

Ludzkie nadzieje są złudne

— Doprawdy, góra pada i rozsypuje się, i skała przesuwa się ze swego miejsca. Wody wydrążają kamienie, ulewa podrywa to, co wyrośnie z prochu ziemi, a ty nadzieję człowieka obracasz wniwecz. Stale pokonujesz go, a on odchodzi, zmieniasz jego oblicze i odprawiasz go. Jego synowie darzeni są szacunkiem, lecz on o tym nie wie, żyją w pogardzie, lecz na to nie zważa. Ale jego własne ciało odczuwa ból, a jego dusza w nim płacze.

Elifaz karci Hioba

Wtedy Elifaz z Temanu odpowiedział:
— Czy mądry człowiek ma odpowiadać próżną wiedzą i napełniać swoje wnętrze wiatrem wschodnim? Czy ma się spierać słowami bezużytecznymi i mową, która nie przynosi pożytku? Ty nawet odrzucasz bojaźń i powstrzymujesz modlitwę przed Bogiem. Twoje usta bowiem pokazują twą nieprawość, posługujesz się mową przebiegłych. Twoje usta cię potępiają, a nie ja, twoje wargi świadczą przeciwko tobie.
— Czy jesteś pierwszym człowiekiem, który się urodził? Czy zostałeś stworzony przed pagórkami? Czy słuchałeś tajemnic Boga? Czy tylko w tobie jest mądrość? Cóż ty wiesz, czego my nie wiemy? Cóż ty rozumiesz, czego my nie rozumiemy? Wśród nas są i sędziwi, i starcy, starsi od twego ojca.
— Czy lekceważysz pociechę Boga? Czy masz w sobie coś tajemnego? Czemu cię tak uniosło twoje serce? Czemu swoimi oczami tak mrugasz, że zwracasz przeciwko Bogu swego ducha i wypuszczasz ze swoich ust takie słowa? Czym jest człowiek, aby miał być czysty, urodzony z kobiety, aby miał być sprawiedliwy? Oto nawet swoim świętym on nie ufa i niebiosa nie są czyste w jego oczach. Tym bardziej obrzydły i nikczemny jest człowiek, który pije nieprawość jak wodę.
— Wykażę ci, tylko mnie posłuchaj, opowiem ci, co widziałem, co mądrzy powiedzieli, a nie zataili, co mieli od przodków swoich. Im samym dana była ziemia i żaden obcy nie przeszedł wśród nich.
— Niegodziwy żyje w udręce przez wszystkie swoje dni i niewiele lat wyznaczono ciemięzcy. Głos przerażenia brzmi w jego uszach, że w czasie pokoju napadnie go niszczyciel. Nie wierzy, że miałby wrócić z ciemności, obawia się zewsząd miecza. Tuła się za chlebem, pytając, gdzie go znaleźć. Wie, że dzień ciemności został dla niego przygotowany. Przeraża go utrapienie i ucisk, wzmocnią się przeciwko niemu jak król gotowy do boju. Wyciągnął bowiem swą rękę przeciw Bogu, przeciwko Wszechmocnemu się umocnił. Naciera na niego, na jego szyję, która jest okryta pod gęstymi grzbietami jego tarcz. Swoją twarz kryje bowiem w tłuszczu, a jego tusza zaokrągliła się na lędźwiach. Mieszka w opustoszałych miastach i domach, w których nikt nie przebywa, które niebawem staną się ruiną. Nie wzbogaci się i nie przetrwa jego majątek ani jego doskonałość nie rozszerzy się na ziemi. Nie wyjdzie z ciemności, płomień ususzy jego latorośle, a zginie od tchnienia jego ust. Niech złudzony nie ufa marności, gdyż marność będzie jego zapłatą. Przed wypełnieniem jego dni nastąpi, a jego gałązka nie zakwitnie. Jak winna latorośl utraci swoje niedojrzałe grona, jak oliwka zrzuci swój kwiat. Zgromadzenie obłudników będzie bowiem spustoszone, a ogień strawi namioty przekupstwa. Poczęli krzywdę i urodzili nieprawość, a ich łono przygotowuje oszustwo.